Prelekcja Małgorzaty Janota Bzowskiej na konferencji IPN
Artykuł Agnieszki Zatorskiej na temat naszych łączników
Artykuł o Tadeuszu Janocie Bzowskim
W czerwcowym numerze Głosu Lasu ukazał się obszerny artykuł o moim Stryju Tadeuszu
Ciekawy artykuł o leśniczym z Drogini
100 lat Jacentego Batko
Historia Stanisław Cichoń 18 lipca 2013 Wydanie 25/2013
Oddział partyzancki Armii Krajowej „Błyskawica”
17 lipca setne urodziny obchodził mieszkający w Osieczanach Jacenty Batko. Jego bogaty życiorys mógłby posłużyć jako scenariusz do filmu akcji, a życie możnaby spuentować: gorący patriota, wierny ojczyźnie, oddany ojciec poświęcający się rodzinie.
Jacenty Batko urodził sę 17 lipca 1913 roku w Osieczanach, jako szósty syn Michała Batki i Tekli z Fiedorów – siostry proboszcza z Drogini księdza Jana Kantego Fiedora. Od 1920 roku uczęszczał do siedmioklasowej szkoły powszechnej im. Juliusza Słowackiego w Myślenicach (zachowało się nawet jego świadectwo z VII klasy). Następnie uczył się w Państwowej Szkole Przemysłu Żelaznego w Sułkowicach i w 1932 roku zdał pomyślnie końcowy egzamin. Jako kilkunastoletni chłopiec należał do przedwojennej patriotycznej organizacji Sokół.
Był chłopcem niezwykle silnym, wysportowanym, a w rzucie granatem nie miał sobie równych, co później w czasie wojny z hitlerowcami okazało się cenną umiejętnością. Służbę wojskową odbył w 6 Pułku Artylerii Lekkiej. Jako czynny żołnierz brał udział w pogrzebie Marszałka Józefa Piłsudskiego. Zaś po wyjściu z wojska był jednym z inicjatorów budowy kopca Piłsudskiego w Osieczanach. Kopiec ten dzięki staraniom i pracom Stanisława Gubały jest tam do dzisiaj. Wielka cześć dla postaci Marszałka Józefa Piłsudskiego przejawia się choćby w tym, że nad jego łóżkiem od zawsze wisi obraz komendanta na Kasztance.
Tradycje patriotyczne w rodzinie Batków były zawsze silnie pielęgnowane. Michał był znanym w powiecie działaczem ludowym PSL Piast, a jego najstarszy syn Jan walczył w legionach Józefa Piłsudskiego, a następnie w wojnie z bolszewikami.
Jacenty od 1936 roku zaczął pracować w lasach prywatnych Kazimierza Bzowskiego, który miał swój dwór w Drogini i około 1000 ha lasów w Lipniku, Zasani i Drogini. Kazimierz Bzowski z pełnym zaufaniem powierzył mu funkcję leśniczego. W lecie 1939 roku Jacenty otrzymał kartę mobilizacyjną. Wojna zastała go w czasie ćwiczeń rezerwy w Krakowie. Gdy jego macierzysta jednostka została rozbita i rozproszona koło Janowa Lubelskiego, dostał się do niemieckiej niewoli, ale udało mu się uciec z transportu.
Do domu wrócił z końcem października i prawie natychmiast ponownie objął stanowisko leśniczego. Na początku 1940 roku ożenił się z Martą Wyrostek. W 1941 wstąpił do „Terenówki” AK. W „Dzienniku Stokłosy 1944 rok” na stronie 23, Zofia Horodyńska (żona komendanta obwodu AK Murawa Wincentego Horodyńskiego, ps. „Kościesza”) napisała o nim: „Jacenty Batko ps. „Dobruś”, leśnik już od 1941 współpracował z komendą obwodu AK w Myślenicach, oddziały zawdzięczały mu wiele pozytywnie załatwionych spraw kwatermistrzowskich”. W innym miejscu znajdujemy taką informację: „(…) „Dobruś” to leśniczy tutejszych lasów, zaufany właściciela P. Bzowskiego i przyjaciel jego syna: ścigany już od 2 lat przez policję nadal pełni swe funkcje fachowo i co kilka dnia przychodzi nawet zdawać raporty do dworu. Dla nas „Dobruś” jest jakimś dobrym duchem opiekuńczym, zawsze i wszędzie gotowy na każde wezwanie, z nieprzebranym zapasem sił i dobrych chęci. Ułatwia nam zaprowiantowanie, on udziela wszelkich wioskowych informacji, zawsze uśmiechięty i w dobrym humorze”.
Oprócz zadań kwatermistrzowskich Jacenty Batko pełnił funkcję łącznika, skupował i magazynował broń, brał udział w organizacji przejęcia zrzutów. Nic dziwnego, że żandarmeria niemiecka ciągle deptała mu po piętach, nękając go nocnymi obławami i rewizjami. Za każdym razem on, jego żona i dzieci: Wanda i Wiesław uchodzili żywi, ale coraz bardziej byli psychicznie kaleczeni ciągłym strachem. Gdy wydawało się, że nareszcie odetchną, zło nadeszło nieoczekiwanie pod koniec wojny – 19 marca 1945 roku.
Nocą kilkunastu sołdatów NKWD podjechało konno pod dom w Osieczanach. Nie było szans ucieczki. Zabrali Jacentego, który jeszcze zdążył szepnąć żonie z dwutygodniowym synkiem „Ochrzcij dziecko!”. Tej nocy szwagierka Jacentego Janina Łętocha, zdołała ostrzec przed aresztowaniem Mieczysława i Franciszka Batków. Biegnąc na skróty dosłownie o sekundy wyprzedziła konnych bolszewików, być może ratując życie braciom „Dobrusia”. Jacentego wtrącono do myślenickiego więzienia w kamienicy Święchów (miał tam siedzibę sztab NKWD). Potem przenoszono kolejno do Wadowic, Nowego Sącza, Sanoka i Lwowa. Przesłuchania połączone z potwornymi torturami i nieustannym biciem, brakiem snu dotyczyły jego działalności w AK.
Jacenty Batko wszystkiego się wypierał i opowiadał tylko o zawodowej działalności leśniczego. Następnie został wywieziony na Sybir do obozu karnego w okolice Prokopiewska i pracował tam głównie w kopalni Krasnaja Gorka w Kemerowskim Zagłębiu Węglowym Obłasti Nowosybirskiej. Trwającą ponad 2,5 roku syberyjską gehennę przeżył dzięki potężnej sile woli powrotu do ojczyzny, rodzinnego domu, mocnej psychice i dobremu zdrowiu. To był jedyny okres w jego życiu, kiedy palił papierosy. Ten okrutny czas możnaby skwitować jedynie słowami: głód, odmrożenia, zabójcze owady, tęsknota, upokorzenie, powolne umieranie, oglądana śmierć innych więźniów.
Do Polski powrócił jako repatriant ze Związku Sowieckiego 13 grudnia 1947 r. w większym transporcie Polaków. Należy od razu zaznaczyć, że nigdy nie został osądzony, ani skazany. Podkreślał zawsze, że przetrwał okupację i sowiecką niewolę dzięki Bożej opatrzności i wyjątkowo silnej odporności organizmu oraz twardemu charakterowi.
W powojennej komunistycznej Polsce Jacenty nigdzie nie mógł znaleźć pracy – miał tzw. „wilczy bilet”, a przecież musiał utrzymać żonę i trójkę dzieci. W końcu znalazł zatrudnienie przy budowie Nowej Huty. Tam przyjmowano wszystkich i nikogo nie interesowały „niewłaściwe życiorysy”. W hucie i Budostalu przepracował 25 lat aż do emerytury. Akurat w tym czasie rozpoczęto budowę kościoła w Osieczanach. Jako emeryt mocno zaangażował się wspierając ciężką pracą i radą przy budowie świątyni ówczesnego proboszcza ks. Jana Zająca. W jednym roku był nawet rekordzistą w liczbie przepracowanych nieodpłatnie dni.
Jego ukochana żona Marta zmarła 7 lat temu. Wychowali sześcioro dzieci – dwóch synów i cztery córki. Jubilat jest niezmiernie szczęśliwy, ciesząc się ze swoich siedmiorga wnuków i trzech prawnuków. Obecnie Jacentym troskliwie opiekuje się córka Maria z mężem Stefanem. Troje dzieci Jubilata: Wiesław z żoną Elżbietą, Jacek z żoną Marią i Anna mieszkają w sąsiedztwie. Najstarsza córka Wanda – siostra Felicjanka i najmłodsza Jadwiga z mężem Zdzisławem i synem Marcinem często go odwiedzają.
O jego obecnym życiu opowiadają córka Maria i mąż Stefan:
Maria: – Tata nadal czyta do tej pory bez okularów, ma jedynie kłopoty ze słuchem. Zawsze był pracowity, krzepki. Czyta dużo gazet, a najbardziej lubi oglądać w telewizji serial „Rodzina Kiepskich”, wtedy zawsze na jego twarzy widnieje uśmiech. Nigdy nie interesowała go polityka. Pilnuje bardzo higieny, sam się goli, chodzi do toalety i bardzo dba o siebie. Wcześnie rano wstaje i wcześnie się kładzie. Nigdy nie miał szczególnie ulubionych potraw, do tej pory lubi wypić regularnie kieliszek koniaku dziennie. Zwalczył nowotwór złośliwy krtani, niestety odezwał się Sybir i trzeba było amputować mu cztery palce u nogi.
Stefan: – Oprócz pracy zawodowej ojciec zajmował się 4,5 ha gospodarstwem, na którym uprawiał zboża, ziemniaki, zawsze hodował świnie i krowy. Jeszcze w wieku 85 lat kosiliśmy kosami trawę i ustawialiśmy kopki siana. Musiałem go mocno przekonywać, aby już tego nie robił. Zawsze prowadził aktywny tryb życia i przestrzegał tego konsekwentnie. Nie pozwalał się nawet podwozić samochodem do kościoła, miał swój ulubiony rower, na którym jeździł do 85 roku życia. Obowiązkowo po mszy w kościele urządzał sobie wycieczki rowerowe nad Jezioro Dobczyckie. Nie chciał stamtąd szybko wracać. Zawsze lubił przyrodę, zresztą nasz dom położony w ustronnym miejscu i ciszy, blisko lasu daje mu nadal wytchnienie, lubi siadać na ganku, patrzeć na łąki i słuchać ptaków. Kiedy kupiliśmy mu rower rehabilitacyjny zawsze regularnie na nim ćwiczył.
Dzieci szacownego Jubilata pragną serdecznie podziękować lekarzowi Jackowi Puczowi i pielęgniarkom myślenickiego szpitala, szczególnie pielęgniarce środowiskowej Halinie Szyszko, a także zawsze życzliwemu i pomocnemu lekarzowi rodzinnemu Bolesławowi Chęcińskiemu za ratowanie Jego życia i zdrowia, natomiast za umocnienie duchowe drogiemu proboszczowi Osieczan ks. prałatowi Piotrowi Sieji. Każdemu, kto wyświadczył Seniorowi Rodu Batków jakiekolwiek dobro, rodzina składa serdeczne podziękowania.
Za swoją działalność patriotyczną i żołnierską, Jacenty Batko został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Armii Krajowej i orderem Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny.
Artykuły pożegnalne dla Andrzeja Wojciecha Jankowskiego – portal Łowiczanin
https://lowiczanin.info/pl/11_wiadomosci/284815_nie-zyje-andrzej-wojciech-jankowski.html
portal Łowicz 24
https://lowicz24.eu/artykul/andrzej-wojciech-jankowski/1122743
Artykuł o Kazimierzu Janocie Bzowskim (ufologu)
Minęło 15 lat od śmierci Kazimierza JB (ufologa). Ukazał się w 7 numerze „Nieznanego świata” artykuł o Kazimierzu.
Artykuł o Jerzym Janocie Bzowskim
W magazynie „Dawne Kieleckie” ukazał się 6 maja 2019 bardzo ciekawy artykuł o moim stryju Jerzym
Audycja radiowa o Tadeuszu Janocie Bzowskim
Władysław Janota Bzowski – pułkownik
Małgorzata Janota Bzowska – dobry duszek i energetyczna sprężyna naszej rodziny.
Artykuł w 100 rocznicę urodzin Antoniego Janoty Bzowskiego
Kazimiera Janota Bzowska – Publikacja Kazimiery J.B. z Londynu w ramach działalności w Związku Karpatczyków
Związek Szlachty Polskiej
Janusz Jankowski
2. lipca 2016 odbyła się w Remiszewie wspaniała uroczystość.
70. urodziny Janusza Jankowskiego zbiegły się w czasie z 35 jubileuszem istnienia przedsiębiorstwa małżeństwa Januszów.
W pamiętnym 1981 roku z inicjatywy Janusza i jego żony Grażyny, powstało gospodarstwo sadownicze, które w ciągu minionych lat osiągnęło rangę liczącego się w regionie producenta.
Zgromadzeni krewni i przyjaciele małżonków podziwiali owoce konsekwentnej i skutecznej pracy otoczeni, jak zawsze w Remiszewie szczerym, pogodnym ciepłem obydwojga gospodarzy.
Wzruszające było zaangażowanie synów Alka i Janka, którzy niezmordowanie zdawali się odgadywać wszelkie życzenia gości aby spełnić je z pogodnym uśmiechem.
Ukoronowaniem był występ bałkańskiego zespołu przyjaciół Janusza, który poderwał na nogi zgromadzonych gości i zebrał zasłużone owacje.
Nazajutrz odwiedziliśmy jeszcze dom nieodżałowanej Ani Szydzisz, zmarłej niedawno siostry Janusza.
Wyjechałem z Remiszewa pełen pogody i spokoju, dzięki atmosferze jaką ta rodzina potrafi w czasie każdej bytności u nich, wokół siebie wytworzyć.